Zostań w swojej strefie komfortu

Pisząc te słowa siedzę na kanapie przykryta kocem i piję ciepłą, ziołową herbatę. Jestem zrelaksowana, odprężona i czuję się naprawdę komfortowo. Ale jak to? Przecież musisz napisać tekst. Pamiętaj o słowach kluczach! A jak się nie spodoba? A może to zły temat? To wszystko może być prawdą, ale nie przejmuję się tym. Lubię pisać, z klawiaturą pod palcami czuję się dobrze i swobodnie. Jeśli popełnię błędy - naprawię je, a do rozwoju naprawdę nie potrzebuję codziennie przekraczać samej siebie i innych fałszywych przekonań, które bezrefleksyjnie powtarzają na połowie szkoleń dotyczących rozwoju.

pexels-tatiana-syrikova-3933240.jpg

Niewiele jest popularnych haseł, które napełniają mnie większą złością niż “wyjdź ze swojej strefy komfortu”. Mam wrażenie, że ludzie, którzy z takim zamiłowaniem używają tego zwrotu uważają, że rozwój można osiągnąć tylko przez cierpienie, sukces zawsze wymaga przeczołgania się przez piekło i nie możesz być szczęśliwy jeśli nie stanęły na twojej drodze przeszkody, które przezwyciężyłeś. Jeśli to jedyny sposób rozwoju, jaki widzisz, radzę już teraz znaleźć i zarezerwować termin u dobrego terapeuty. Bo po takich przejściach, kiedy osiągniesz swój cel, bez leczenia się nie obejdzie.

Szczęśliwie nie jest to jedyna droga rozwoju. Nie twierdzę, że w ogóle nie jest drogą rozwoju - jesteśmy w stanie dużo osiągnąć próbując rzeczy, które początkowo nas stresują. Tylko za jaką cenę?

Kiedy mówimy o strefie komfortu warto zdefiniować czym ona właściwie jest. Zwłaszcza że, jak za chwilę zobaczycie, jej znaczenie na przestrzeni lat szkodliwie się wypaczyło. Nie próbujcie googlować “strefy komfortu”, bo większość tego, co otrzymacie to zalew niepopartych niczym przemyśleń o tym, jak magiczne znaczenie ma wyjście z rzeczonej strefy. Mimo swobodnego języka, jakim się tutaj posługuję, bardzo zależy mi na używaniu dokładnych i sprawdzonych definicji. Niestety w przypadku strefy komfortu muszę przyznać się do porażki. Najbliżej dotarłam natrafiając na artykuł w portalu Piękno umysłu. Wspomniane są tam badania naukowców w latach ‘80 pracujących nad “strefą komfortu cieplnego” (dla zainteresowanych 20-24 stopni Celsjusza). Następnie wymieniono książkę J.M. Bardwig Niebezpieczeństwo w strefie komfortu, w której autorka definiuje strefę komfortu jako “stan, w którym ludzie się obracają i realizują normalne rodzaje aktywności z poziomem lęku wynoszącym zero”. W tym miejscu muszę zapytać - komu to przeszkadza? Czy naprawdę największym zagrożeniem dla naszego rozwoju jest moment, w którym myślimy “rzeczy, które codziennie robię nie wywołują we mnie lęku”? Mam co do tego wątpliwości.

Obecnie często za strefę komfortu uważa się stan, w którym nie podejmujemy stresujących nas działań. Często też, mylnie, dodaje się, że jest to miejsce w naszym życiu, w którym następuje stagnacja i brak rozwoju. Doskonale rozprawia się z tym twierdzeniem polska psycholog Joanna Flis w wystąpieniu, do którego link znajdziesz w źródłach i do którego obejrzenia lub przesłuchania serdecznie cię zachęcam. Mówi w nim między innymi o samorozwoju, samoakceptacji i samorealizacji. Czyli wszystkim tym, co możesz zrobić “sam” bądź “sama”. Za szczególnie wartościową uważam część wystąpienia, w której porusza kwestię tego, gdzie w równaniu “samorozwoju” pojawia się “samoakceptacja”. 

pexels-meruyert-gonullu-6589068.jpg
  1. Czy spełniona jest jedna z naszych podstawowych potrzeb i akceptujemy się, a z tego miejsca ze spokojną głową decydujemy rozwijać? 

  2. Czy używamy samorozwoju jako drogi, którą musimy przejść, żeby móc się zaakceptować? 

Zastanów się teraz, która z tych koncepcji jest ci bliższa. Informacja, że znacznie zdrowsze jest podejście z punktu pierwszego nie jest chyba dla nikogo szokiem. W takim wypadku też często nie trzeba wcale opuszczać swojej strefy komfortu, żeby się rozwijać - czujemy się dobrze ze sobą i swoimi działaniami, więc istnieje duża szansa, że nowe inicjatywy, jakie podejmujemy nie wiążą się ze stresem i lękiem.

Przykład: Jesteś księgową, która ma wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim. Wiesz, że przed urlopem byłaś świetną księgową i chociaż z pewnością będziesz musiała odświeżyć sporo wiadomości i zapoznać z nowymi przepisami, nie jest to nic, czego wcześniej nie robiłaś. Nie stresuje cię to. Jesteś też troskliwą mamą i poradzisz sobie z nową sytuacją i koniecznością oddanie dziecka pod opiekę komuś innemu, na przykład przedszkolance. Wiesz, że więź, którą stworzyłaś z dzieckiem jest mocna a towarzystwo rówieśników pozytywnie wpłynie na jego zdrowie. Wiesz, że nowa sytuacja będzie wyzwaniem, ale czujesz się z nią komfortowo, jako z naturalną drogą życia. 

Z drugiej strony, jeżeli kierujesz się zasadą, wedle której musisz coś osiągnąć, żeby się zaakceptować, ta sama sytuacja może wybić cię daleko poza jakąkolwiek strefę komfortu.

Przykład: Jesteś drugą księgową, która ma wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim. Nie przestajesz się jednak zamartwiać. Zadajesz sobie pytanie czy możesz być dobrą księgową, jeśli masz tyle nowych informacji i przepisów do nadrobienia? Nie będziesz też dobrą matką, kiedy będziesz poświęcać dziecku mniej czasu oddając je do przedszkola. Twoja wartość jako specjalistki i matki dopiero zostanie zweryfikowana JEŚLI uda ci się wszystko, co zaplanowałaś. Nie widzisz, że specjalistką i dobrą matką już jesteś. Uważasz, że będziesz nimi dopiero jeśli uda ci się rozwinąć nowe kompetencje związane z nową sytuacją. Lęk może być ciężki do opanowania a jakiekolwiek działania będziesz podejmować daleko poza linią graniczną twojej strefy komfortu.

Wszystkich zwolenników opuszczania strefy swojego komfortu zachęcam do spojrzenia na dwa powyższe przypadki i powiedzenia szczerze, że lepiej wyjdzie się na przekroczeniu strefy.

Nie wychodzenie ze strefy komfortu wcale nie oznacza brak rozwoju. Zamiast łamać swoje bariery można je przesuwać. Polega to na poszerzaniu swojej strefy komfortu zamiast na jej opuszczaniu. Spraw, żeby nowe wyzwanie było dla ciebie komfortowe i przyjazne, żeby móc podejść do niego z entuzjazmem i oczekiwaniem, zamiast lęku, stresu i napięcia.

Przykład: Od dziesięciu lat pracujesz w jednej firmie na umowę o pracę. Twój okres wypowiedzenia wynosi trzy miesiące. Chcesz zmienić pracę i nawet zacząłeś już szukać, ale nigdzie nie są zainteresowani czekaniem kilku miesięcy. W grę wchodzi tylko rzucenie pracy i szukanie nowej po dwóch, trzech miesiącach, tuż przed końcem okresu wypowiedzenia. Nie wiesz, czy jesteś na to gotowy, stresujesz się bezrobociem. W tym momencie, żeby poszerzyć swoją strefę komfortu zadaj sobie pytanie - co stresuje cię w bezrobociu? Być może jest to kwestia pieniędzy. W takim wypadku zaciśnij pasa lub znajdź dodatkowe źródło dochodu, które pozwoliłoby ci przeżyć kilka miesięcy bezrobocia, gdyby faktycznie szukanie pracy szło powoli. A może boisz się bezczynności, po dziesięciu latach ciągłego zatrudnienia? Zanim złożysz wypowiedzenie spróbuj znaleźć hobby, któremu poświęcisz się na przymusowym urlopie. Możesz rzucić pracę biegnąc na ślepo i  poddać się stresowi i napięciu. Możesz też zidentyfikować to, co najbardziej niepokoi cię w rzuceniu pracy i podjąć kroki mające pozwolić ci na jak najbardziej komfortowe i bezstresowe rozwiązanie sytuacji.

Jeśli nie chcesz, nie musisz robić bardzo wielu z rzeczy, które cię stresują. W dziesiątkach przykładów “wychodzenia ze strefy komfortu” podawane są absurdalne pomysły, które najprawdopodobniej absolutnie w niczym ci nie pomogą. Posłużę się w tym miejscu przykładami, z portalu Psycholog Pisze. Autorka jest wziętym i utytułowanym psychologiem, więc mam nadzieję, że artykuł, napisany siedem lat temu, był tylko niefortunną wpadką napisaną na fali popularności tematu. 

pexels-tatiana-syrikova-3933070.jpg
  • “Jeżeli jesteś typową sową, połóż się wcześniej spać i wcześniej wstań.” - współczesne badania nad snem wykazują, że bycie sową lub rannym ptaszkiem jest niezależne od nas a próbowanie na siłę zmiany rytmu dobowego ma negatywny wpływ nie tylko na nasze samopoczucie, ale również zdrowie, prowadząc między innymi do zwiększonego ryzyka rozwoju chorób serca. Więc nie - nie kładź się zupełnie odwrotnie, niż chce tego od ciebie twój organizm. Posłuchaj go i jeśli to tylko możliwe, kładź się i wstawaj tak, żeby dobrze się czuć. 

  • “Idąc gdziekolwiek patrz w oczy przechodniom i się do nich uśmiechaj. Kto wie, komu poprawisz tym humor.” - a może dostaniesz w twarz, albo kogoś zirytujesz. Cierpię na prozopagnozję - nie rozróżniam twarzy ludzi, wszystkie wydają mi się dość podobne. Z tego powodu bardzo często idąc na spotkanie z kimś szukam jego wzroku patrząc w oczy każdemu po drodze i szukając błysku rozpoznania. Wynikło z tego sporo dość zabawnych rozmów i osobiście, nie czuję się tym skrępowana. Ale rozumiem dlaczego ktoś mógłby i nie widzę czemu miałby się do tego zmuszać. Przez mój nawyk patrzenia w oczy zdarzyło mi się być agresywnie podrywaną, bo “przecież sama zaczepiam” a także wplątałam się w rozmowę o (chyba?) wstąpieniu do sekty, z człowiekiem, który złapał ze mną kontakt wzrokowy i poprowadził rozmowę tak, że przez dłuższą chwilę byłam przekonana, że to znajomy ze studiów. Czy każdy ma ochotę na takie przeżycia i każdego one wzbogacą? Jestem daleka od udzielenia twierdzącej odpowiedzi.

Zmierzając do końca tego, muszę przyznać, że być może zbyt długiego, artykułu powiem ci jeszcze raz - nie musisz wychodzić ze swojej strefy komfortu, żeby coś osiągnąć. Życie nie zaczyna się za tą “magiczną” linią. Ważne, żeby czuć się ze sobą dobrze i z tego miejsca czerpać chęć i siłę do robienia nowych rzeczy. A jeśli tym, co cię kręci jest właśnie pokonywanie coraz to nowych, szalonych ograniczeń? Cóż, być może po prostu są one w twojej strefie komfortu i to z nich czerpiesz siłę. Nie znaczy to jednak, że tak samo będzie z każdym. Zanim zaczniesz wrzucać na socialmedia posty o “wyjściu ze strefy komfortu”, zatrzymaj się, pozwól innym realizować cele tak, jak chcą i skup się na sobie.








Źródła:

J. Flis, Pokochaj swoją strefę komfortu, wystąpienie dla Uniwersytetu SWPS, https://swps.pl/strefa-psyche/blog/relacje/18837-pokochaj-swoja-strefe-komfortu?dt=1616605121882

Twoja strefa komfortu, dziś może być dobry dzień na jej opuszczenie, Portal Piękny Umysł.

J.M. Bardwick, Danger in the Comfort Zone: From Boardroom to Mailroom, 1995, wyd. Amacon.

Previous
Previous

Sisu - moje pierwsze fińskie słowo

Next
Next

Nie, nie możesz wszystkiego, a coach to nie mówca motywacyjny